ZNAJDŹ W PROGRAMIE




Wałęsa to nie tylko wąsy

2013|07|29

Kiedy przebiegał przez kadr w mundurze żołnierza-statysty na planie filmu Andrzeja Wajdy, doznał olśnienia. Wiedział już, że zostanie światowej sławy charakteryzatorem. Z Waldemarem Pokromskim rozmawia Głos Dwubrzeża.

news 101 Waldemar Pokromski fot Wojciech AntonikGłos Dwubrzeża: Scena tracheotomii z „Księżniczki i wojownika” Toma Tykwera. Potrafiłby Pan wykonać taki zabieg poza planem filmowym?

Waldemar Porkomski: Wydaje mi się, że tak. Przeprowadziłem tyle prób do tej sceny, że już się chyba wyćwiczyłem.

Ta scena swoim realizmem robi tak duże wrażenie, że niektórzy widzowie nie wytrzymują napięcia i mdleją.

Ja się bardzo tej sceny bałem. Reżyser sobie zażyczył, żeby ten kadr na zbliżeniu wypełnił cały ekran. W takiej sytuacji widz jest w stanie dostrzec wszystko, że coś nałożyli, coś nakleili aktorowi. Jeżeli spojrzelibyśmy na tę scenę z dystansu, nie byłoby takiego problemu. To, że widzowie mdleli jest znakiem, że charakteryzacja została wykonana na tyle prawdziwie, że w nią uwierzyli.

To było największe wyzwanie w Pana karierze?

Tak, choć w „Fauście” Aleksandra Sukorowa też miałem bardzo dużo pracy. Stanowiła bodaj 50 procent filmu. Polegała na charakteryzacji specjalnej, między innymi pełnym odtworzeniu ciała bardzo młodej aktorki w scenie miłosnej. Reżyser zapytał mnie, co zrobić, żeby śpiąc nago w trakcie aktu, nie odnosiło się wrażenia, że ona to czuje. Coś na zasadzie snu w stanie śmierci. A wiadomo, że ciało przy każdym dotyku reaguje. Doradziłem skopiowanie aktorki w całości. W efekcie aktor gra z kopią jej ciała, a kiedy kamera dochodzi do głowy, następuje podmiana na żywy oryginał. I to jest właśnie magia kina.

Trudniej było postarzeć Agatę Buzek w „Rewersie” czy zrobić operację plastyczną Pawłowi Małaszyńskiemu w serialu „Twarzą w twarz”?

Myślę, że trudniej było postarzyć Agatę. Trzeba było nałożyć na skórę kilka warstw masy plastycznej tworzącej zmarszczki. Tuż przed kręceniem trzeba je było wymodelować na kopii twarzy aktorki i dopiero wtedy taki element nakładało się na prawdziwą twarz.

Swoje charakteryzatorskie powołanie odkrył Pan na planie filmowym Andrzeja Wajdy, na którym pojawił się Pan jako… żołnierz-statysta.

Uświadomiłem sobie, że to nie jest zwykłe pudrowanie noska, w momencie, kiedy Panie charakteryzatorki zaczęły naklejać nam rany i sprawiły, że z głowy wypłynęła nam krew. Natomiast nie widziałem jeszcze, że tak bardzo trzeba będzie się zagłębić w wiedzę z zakresu anatomii czy chemii. Zaskoczyło mnie to. I do dzisiaj muszę się dokształcać i poszerzać tę wiedzę tak, jak lekarz w zakresie medycyny. Wpływa na to również rozwój techniki, nowe rodzaje kamery.

Ostatnio ponownie pracował Pan z tym reżyserem, już w swoim zawodzie, na planie filmu o Lechu Wałęsie. Były prezydent kojarzy nam się głównie z wąsami, ale na pewno trzeba było czegoś więcej, żeby odtworzyć postać tego formatu.

Oczywiście, że tak. Wiele było tych charakterystycznych elementów. Wałęsa miał czas, kiedy był grubszy i to też trzeba było pokazać. U Pana Więckiewicza wymieniane były włosy na głowie, zarost, kontury twarzy. Wałęsa to nie same wąsy.

 

Rozmawiała: Wiola Myszkowska, „Głos Dwubrzeża”
Premierowe fragmenty filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei” zobaczymy 1 sierpnia w Małym Kinie.