ZNAJDŹ W PROGRAMIE




Jedyny taki festiwal w stodole

2013|07|30

Mówią o sobie – wioska artystów. Szczerze? Nie ma w Polsce drugiego takiego miejsca. Zapraszamy do Mięćmierza. Tylko tam słucha się koncertów, leżąc na trawie i obserwując przepływające chmury.

news 110 Siemaszko i Wilk fot Wojciech Matusik 13Umawiam się z Panem Bartkiem Pniewskim (koordynatorem działań festiwalu Dwa Brzegi w Mięćmierzu) w Kazimierzu. Temperatura nie sprzyja wycieczkom. Kazimierz ma tyle stopni, co każdy z nas – 36,6! Wsiadam do samochodu. Najpierw kawałek drogą główną. Zakręt. Asfalt zamienia się w kamienie, samochody na drodze stają się wyjątkiem, a omijanie coraz to kolejnych w niej dziur wyzwaniem. Wąwóz. Jest. Widzę studnię. To znak, że dojechaliśmy. Choć to tak blisko Kazimierza, jednocześnie tak daleko od oczu zainteresowanych turystów.
- Jesteśmy?
- Tak.

Wysiadam. Piasek wsypuje mi się do butów. Rozglądam się. Drewniane płoty, Wiszące na nich zdjęcia. Zabytkowe domy. Strzecha na dachach. Miejsce magiczne, nieprawdopodobnie spokojne.
- Ze względów urbanistycznych jest to zamknięta wioska. Wszyscy się znają. Wszystkie ziemie są zajęte. W całym Mięćmierzu jest dwadzieścia kilka budynków.
- Czyli domu sobie tutaj kupić nie mogę?
- Nie ma szansy.
- Słyszałem, że jak ktoś chciałby się tutaj osiedlić, to mieszkańcy się zbierają i o tym wspólnie decydują. Prawda to?
- Jestem z Mięćmierzem związany już 40 lat. Przez cały ten czas nie słyszałem o czymś takim. Przede wszystkim jednak, żyjąc w tak pięknym otoczeniu i spokoju, wszyscy spędzamy czas, uprawiając jakąś twórczość – pisząc, komponując, malując. To daje ogromny potencjał. I wykorzystujemy go nie tylko w trakcie festiwalu. Dwa Brzegi wybijają nas nieco z rytmu, ogromnie dużo się tutaj dzieje. Zaraz po festiwalu wszystko wraca jednak do normy. Swojego naturalnego spokoju.
- A ludzie?
- Mili sąsiedzi. Nie ma waśni. Konfliktów na linii rdzennych mieszkańców i tych przyjezdnych, czego najlepszym przykładem może być nasze Koło Gospodyń Wiejskich i Miejskich.

Wchodzimy do stodoły. Galerii Klimaty.  Pierwsze, co natychmiast rzuca się w oczy to ogromny, czarny fortepian. Zdjęcia na ścianach. Ekran. Dziewczyna siedzi i czyta “Zakonnicę”.
- To tutaj się wszystko dzieje?
- Między innymi tutaj.
- To jak to wygląda?
- Cały urok w tym, że wszystko jest naturalnie zwyczajne. Ktoś przychodzi, gra, ludzie leżą na trawie. Gdzie tylko chcą. Wszystko jest spontaniczne. Wczoraj np. otworzyliśmy wystawę “Glova”. Artysta konceptualny pokazuje na obrazach ostatnie dwa lata swojej pracy. I przyjechała Pani Kurzawińska, która ma dopiero zagrać za kilka dni. Widzi fortepian w stodole. Siada. I zaczyna. Tak po prostu.

news 109 fot Lukasz LuszczekRuszamy drogą w kierunku Wisły. Mija nas samochód z nowożeńcami. Sesja ślubna.
- Coraz więcej ich dzisiaj do nas przyjeżdża. Kazimierz wyszedł już chyba z mody.

Idziemy wzdłuż brzegu. W niektórych momentach ścieżka jest ledwo zauważalna. W międzyczasie do Pana Bartka dzwoni telefon. Tomasz Stańko. Mówi, że chce wrócić do Mięćmierza. Z pewnością niedługo tam zajrzy.
- Proszę spojrzeć. Dziki! W tym roku mamy ich strasznie dużo.  

Dochodzimy na plażę. Ściągamy buty. Jest niewiarygodnie cicho. Przy rzece rozpościera się zamek z piasku. Podchodzimy do niego. Spotykamy Pana Tomasza Sikorę, fotografa.
- Tomek. Wiesz co? Pan mnie tutaj pyta, czy Mięćmierz nie jest słabo promowany?
- Szczerze? Nie wiem, czy jest drugie miejsce w Polsce, w którym tyle się dzieje, a nikt o tym nie wie?!
- No, to dobrze (odpowiadają ze śmiechem dokładnie w tym samym czasie). Po co nam te pielgrzymki? Wszystko tutaj się toczy swoim tempem. Artyści sami tutaj przyjeżdżają, zaglądają.
- Panie Tomku, największa atrakcja Mięćmierza?
- Sąsiedztwo. Mieszanka ludzi, którzy chcą utrzymać to miejsce w dziewiczym stanie. I sami wnoszą tutaj kulturę. Tak jak Bartek otworzył swoją stodółkę, tak doszliśmy też do wniosku, że pusty płot nie musi stać cały rok pusty. Żyjemy jak rodzina. Pomagamy sobie.

Jeszcze długo rozmawiamy o sztuce, filmie, robieniu wina z czarnego bzu, planach na przyszłość. Czas jednak powoli zbierać się z powrotem do redakcji.
- A można tutaj coś dobrego zjeść?
- Karczma u Kazika. Nasze miejsce spotkań.
- Podobno mają pyszne pierogi z mięsem i soczewicą…
- Najlepsze.

Żegnam się i ruszam w kierunku karczmy. Jeszcze dobrze nie wszedłem, a już zostałem potraktowany jak swój.
- Kazik jestem.
- Dawid. Miło mi. Słyszałem, że macie najlepsze pierogi w okolicy.
Najlepsze w całym województwie.

Rozmawiamy jeszcze o festiwalu. Dowiaduje się, że wczoraj był tam jakiś reżyser i kilku aktorów. Norma dla mieszkańców. Kazimierz niejedną osobą poznał, z każdym rozmawiał, większość do niego zawsze wraca. Daje mi album o mieszkańcach Mięćmierza. Zdjęcia absolutnie wszystkich. Uśmiechnięte twarze, ciepłe domowe wnętrza. Wracam do redakcji i siadam przed komputerem.

Teraz jestem już pewien. Ta najciekawsza i najbardziej intymna część festiwalu ma miejsce w Mięćmierzu. Nie wiem jednak, czy mogę to mówić głośno. Nie chcę przecież zniszczyć tego magicznego spokoju, który rozpościera się tam od wielu, wielu lat.

 

Dawid Świeży, „Głos Dwubrzeża”