LEKCJA KINA | Waldemar Pokromski
Kto wie, czy wybitny charakteryzator Waldemar Pokromski nie jest tym Polakiem, który pracował przy największej liczbie filmów nominowanych do Oscara. Prześciga go być może tylko Janusz Kamiński, etatowy operator Stevena Spielberga.
Panowie spotkali się zresztą na planie „Listy Schindlera”, która w 1994 roku rozbiła bank nagród Akademii. Pokromski dbał o prezencję aktorów także w przypadku „Dziewiątych wrót” i „Pianisty” Roman Polańskiego, „Pianistki” i „Białej wstążki” Michaela Hanekego, „Pachnidła” Toma Tykwera i „Fałszerzy” Stefana Ruzowitzky’ego, którzy wygrali w 2008 roku z „Katyniem” w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Jak na ironię, charakteryzatorem przy filmie Andrzeja Wajdy był również Waldemar Pokromski.
W branży filmowej stanowi ikonę profesjonalizmu. Jak sam mówi, cieszy go, że reżyserzy często zapraszają go do współpracy ponownie. Czasem miewa kilka propozycji na raz i niestety musi odmawiać. Nic dziwnego, skoro jak nikt inny potrafi uczynić kogoś piękniejszym niż jest, ale też brzydszym, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Debiutował w poważnym kinie na planie „Tańczącego jastrzębia” Grzegorza Królikiewicza w 1978 roku. Przygodę z charakteryzacją zaczął jednak kilka lat wcześniej w niemieckich teatrach i telewizji. Z tamtejszym przemysłem filmowym związał się na stałe, nadając swojej pracy prawdziwie międzynarodowy charakter. Oprócz współpracy z Henekem i Tykwerem, jego sukcesy w Niemczech w ostatnich latach obejmują także „Upadek” Hirschbiegela, o ostatnich dniach Adolfa Hitlera, oraz „Baader-Meinhof” Edela.
Wymienione powyżej filmy pokazują, że Pokromski jest mistrzem w odtwarzaniu klimatu II wojny światowej, o niej opowiadają też jedne z najbardziej prestiżowych dzieł, jakie współtworzył. Talent i poziom rzemiosła Pokromskiego nie pozwalają jednak w jakikolwiek sposób go zaszufladkować. Znakomicie czuje się on w każdej epoce czy konwencji. Ostatnio wzbudził zachwyty nagrodzonym Złotym Lwem w Wenecji „Faustem” Sokurowa, w którym po XIX-wiecznych Niemczech przechadza się szkaradny, groteskowy, obleśnie korpulentny Mefistofeles. Jako charakteryzator nie unika takich skrajności. Wystarczy wspomnieć „Powrót wilczycy”, kostiumowy horror Marka Piestraka z 1990 roku, który uzyskał status kultowy. W kreowaniu postaci z koszmarów sennych Pokromski znajduje równie dużo radości, co w starannym makijażu urodziwej Agaty Buzek na planie „Rewersu” Lankosza.
„Dobry charakteryzator powinien umieć zrobić duże skaleczenie, poparzenie. Chyba, że zajmuje się tylko upiększaniem, np. w reklamie. W charakteryzacji z prawdziwego zdarzenia trzeba znać i anatomię, i chemię. Przygotowuje się elementy z tworzyw skóropodobnych, które się łączy ze skórą. Robi się obcięte głowy, czaszki rozpryskujące się po strzale, ucinanie palców albo kończyn, rozcinanie klatki piersiowej.” – opowiada Pokromski, który na „Lekcji kina” zdradzi być może kilka swoich zawodowych sztuczek. Mając za sobą blisko 40 lat w zawodzie, nie zwalnia tempa: już w październiku zobaczymy, jak zrobił z Roberta Więckiewicza samego Lecha Wałęsę w najnowszym filmie Andrzeja Wajdy.