Wolno, wolniej, Dumont
2013|07|31
Twarz zrozpaczonej Juliette Binoche uchwycona w statycznym ujęciu. „Camille Claudel, 1915” Bruno Dumonta to kino intensywne, choć właściwie niewiele się w nim dzieje.
W czasach, gdy w ciągu doby tysiące przekazów reklamowych walczy o naszą uwagę, a hollywoodzkie produkcje wysokobudżetowe atakują coraz bardziej agresywnym i dynamicznym montażem – część reżyserów odważyła się powiedzieć „nie”. Swoje historie opowiadają niespiesznie, ujęcia w ich filmach trwają niekiedy kilka minut, a całą fabułę można streścić w dwóch zdaniach. Buntownicy czerpiąc inspirację z Michaelangelo Antonionego, Andrieja Tarkowskiego i Roberta Bressona, potrafią zatrzymać czas i sprawić, że widz czuje w kinie jego upływ.
Kino w wolnym tempie – tak od kilku lat określa się ten nowy nurt filmowy. Zaliczający się do niego twórcy nie tylko stają w opozycji do mainstreamu, ale znajdują się nawet na skraju samego kina artystycznego. Mają tyle samo zwolenników, co przeciwników. Nuda, milczenie, monotonia. Fabuła tych filmów jest zwykle szczątkowa. Eksperymenty z narracją zostały tutaj zastąpione przez nieskomplikowaną opowieść pozbawioną wątków pobocznych.
Pokazywany w zeszłym roku na Dwóch Brzegach „Koń turyński” jest znakomitym przykładem kina, które każe na siebie czekać. W jednej ze scen widzimy bohaterów, którzy prowadzą tytułowego konia za wzgórze. W popularnym kinie amerykańskim ta scena trwałaby około 10 sekund. Po niej nastąpiłoby cięcie, a fabuła podążyła dalej, dając nam tylko tyle informacji, ile potrzebujemy. Kino w wolnym tempie sugeruje: „Zatrzymajmy się na chwilę. Zobaczmy ten krajobraz w pełnej okazałości. Przyjrzymy się temu wzgórzu przez kilka pełnych minut, dopiero wtedy bohaterowie znowu pojawią się na horyzoncie.”
Béla Tarr, Carlos Reygadas i Bruno Dumont – czołowi przedstawiciele nurtu – poświęcają wiele uwagi każdemu szczegółowi kadru. W rozciągniętych do granic możliwości ujęciach nie ma przypadkowości, a niezwykle spokojna narracja pozwala na głęboką kontemplację obrazu. Taki film to wyzwanie, ale jednocześnie dotrwanie do jego końca daje widzowi niepowtarzalną satysfakcję.
Bruno Dumont w swoim najnowszym filmie („Camille Claudel, 1915”) przybliża sylwetkę słynnej rzeźbiarki i kochanki Augusta Rodina, która po rozstaniu z artystą ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Choć Claudel została tam do końca życia, francuski reżyser skupia się wyłącznie na owym roku 1915. Zgodnie z przyjętą w jego poprzednich obrazach poetyką: czas w filmie nie tylko biegnie bardzo wolno, ale niemal dąży do zatrzymania się. Rytm obrazowi nadają zaś długie, nieruchome ujęcia, przedstawiające monologi głównej bohaterki, granej przez Juliette Binoche.
„Slow watching”, czyli właśnie oglądanie bez pośpiechu, zakłada odseparowanie się od Internetu i komórki, zupełne odłączenie się od całego świata. Gdzie lepiej to zrobić, jeśli nie na Dwóch Brzegach! „Camille Claudel, 1915” dzisiaj w o godz. 17:15 w Energetycznym Kinie PGE.
Dawid Rydzek, Sebastian Smoliński, „Głos Dwubrzeża”